Czy „Aurelii” grozi egzekucja?

Na mocy obowiązującego prawa Kopalnia Złota „Aurelia” w Złotoryi może funkcjonować w najlepszym wypadku jeszcze tylko do końca 2018 roku.

Cały problem zaczął się ponad rok temu, kiedy odchodzący sejm dokonał nowelizacji ustawy o prawie geologicznym i górniczym, według której byłe kopalnie, działające dziś jako turystyczne trasy podziemne, mają być traktowane na równi z kopalniami czynnymi, wciąż eksploatowanymi.

Wiąże się to z tym, że te trasy podziemnie, jak nasza „Aurelia”, mają być objęte nadzorem górniczym. Jeden z wymogów dotyczy m.in. zatrudnienia kierownika ruchu zakładu górniczego. Ponadto Wyższy Urząd Górniczy stoi na stanowisku, że wentylacja takich miejsc, utrzymanie systemów odwadniania, organizacja ewentualnych akcji ratowniczych w sytuacjach zagrożenia, prowadzenie robót i prac badawczych, kontrole stanu technicznego urządzeń i stateczności wyrobisk muszą przebiegać tak, jak w zakładach górniczych. Wiąże się to z ogromnymi nakładami ze strony właścicieli czy dzierżawców, a jak w sytuacji naszej „Aurelii” – samorządu.

O ile przepisy te wydają się zasadne w przypadku takich atrakcji turystycznych jak kopalnie soli w Bochni, Wieliczce, kopalni węgla kamiennego Guido i tym podobnych, gdzie zjazd to kilkaset metrów w głąb, to już wydaje się to dziwne, gdy ma się do czynienia z trasą o długości stu metrów, bez zjazdu klatkowego.

W konsekwencji takich przepisów samorząd złotoryjski, by utrzymać „Aurelię’ przy życiu i nie zamykać jej dla ruchu turystycznego, musiałby ponieść kilkudziesięciotysięczne kwoty miesięcznie. Byłoby to znośne i do przełknięcia przez miasto, gdyby ruch turystyczny był na poziomie kilkuset osób dziennie, jak w przypadku kopalni w Złotym Stoku. A naszą trasę jednorazowo może przejść 10 turystów. Ruch turystyczny jest sezonowy i dochód z biletów to raptem 4 – 5 tysięcy zł. rocznie. Zatem widać, jak na dłoni, że utrzymanie „Aurelii” byłoby niemożliwe.

Osoby, które znają się na górnictwie, wiedzą, że zagrożenie dla przebywających w „Aurelii” jest minimalne w porównaniu do zwiedzania innych tras podziemnych. Nie ma tu ruchów górniczych, nie ma zagrożenia tąpnięciem, nie ma wycieku metanu…Obostrzenia prawne, jakie mają objąć między innymi naszą kopalnię, patrząc zdroworozsądkowo, wydają się z tym rozsądkiem mijać.
Co ciekawe – zaostrzone przepisy mają objąć podziemne trasy turystyczne, będące byłymi kopalniami, natomiast nie dotyczą zupełnie o wiele bardziej niebezpiecznych jaskiń.

Dlatego nie dziwi, że właściciele i dzierżawcy byłych kopalni przeznaczonych do zwiedzania chcą zrobić wszystko, by wypracować wspólne stanowisko, przedstawić je parlamentarzystom i zapobiec masowemu zamykaniu tych atrakcji dla turystów.

Stąd też 20 listopada z inicjatywy tego małego lobby odbyło się spotkanie w Złotym Stoku transmitowane w TVP, podczas którego starano się nagłośnić problem, uświadomić opinię publiczną i decydentów, w jaki sposób prawo traktujące wszystkie podmioty jednakowo, może być niesprawiedliwe a nawet szkodliwe. O złotoryjską „Aurelię” upominali się Sylwia Dudek- Kokot – przewodniczka, dla której kopalnia jest oczkiem w głowie i burmistrz miasta Robert Pawłowski.

Na ile to pomoże naszej „Aurelii”, nie wiemy na razie. Wiadomym jest, że o ile kopalnie w Złotym Stoku czy Wałbrzychu poradzą sobie, obniżając zatrudnienie, to Kopalnia Złota „Aurelia” zupełnie zostanie pogrzebana. Nadzieja w dobrej woli decydentów i kompromisie prawnym, który zadowoli wszystkie strony.

Jeżeli jednak prawo nie zostanie zmodyfikowane, to wyrok na „Aurelię” już zapadł, tyle że egzekucja zostanie odłożona w czasie, na dwa lata

Komentarze

komentarze