Wywiad z prezesem Leszkiem Cebulskim

Leszek Cebulski  – współwłaściciel firmy zajmującej się zaopatrzeniem rolnictwa  Osadkowski – Cebulski, prezes zarządu, absolwent złotoryjskiego ogólniaka, humanista i kawosz odsłania tajniki biznesu i swojego sposobu na dobre życie.

Iwona Pawłowska: Jest Pan pracoholikiem?

Leszek Cebulski: Nie, mam nadzieję, że nie. A nawet gdybym był, to nie przyznałbym się sam przed sobą. Poza tym byłoby to fatalne.  Ale nie…zdecydowanie nie przyznaję się do tego .

I.P.: To chyba duże obciążenie psychiczne, kiedy firmuje się biznes swoim nazwiskiem?

L.C: Chyba tak.  Duża odpowiedzialność na pewno. Tym bardziej, że pochodzę stąd. Urodziłem się w Krotoszycach. Rodzice mieli tam dom, gospodarstwo rolne. Potem przeprowadziliśmy się do Rzymówki. To nasze nazwisko było rozpoznawalne, szczególnie wśród rolników. Ludzie nas znali.

I.P.: Mówi Pan o swojej firmie, że jest lokalną, ale przecież to już jest biznes, o którym mówi się w Polsce.

L.C: Jesteśmy firmą lokalną, jeśli chodzi o teren działania i o ludzi u nas zatrudnionych, bo większość naszych pracowników jest z okolic. Mam tu u siebie wielu złotoryjan, kilku znajomych ze złotoryjskiego ogólniaka, ale jeśli chodzi o zasięg naszej działalności, to obejmujemy województwa dolnośląskie i lubuskie. Jesteśmy największą firmą handlową w branży rolniczej na tym terenie. Biorąc pod uwagę obroty i przychody, plasujmy się w pierwszej dziesiątce, a może nawet szóstce w Polsce.

I.P: Długa była droga do tego miejsca, w którym obecnie znajduje się firma? Jakie były początki?

L.C: Zaczęło się wiosną 1990 roku, czyli zaraz po transformacji pracowałem wtedy jako asystent na Uniwersytecie Wrocławskim w Katedrze Badań Niemcoznawczych. Prowadziłem zajęcia z socjologii ze studentami i robiłem doktorat. Byłem i mam nadzieję, że nadal jestem humanistą . Jednak wtedy mój kuzyn, który był przedstawicielem na Polskę firmy chemicznej Schering, zaproponował mi współpracę. I tak to się zaczęło. Na początek miało to być dorabianie do pensji doktoranta. Ale potem krok po kroku mocniej w to wchodziłem. Po dwóch latach robienia tego równolegle z pracą naukową, zostawiłem uczelnię.

I.P: Nie było panu żal odchodzić z uniwersytetu, rzucać pracy doktorskiej?

L.C: Oj bardzo. Tym bardziej, że aby zostać na uczelni, trzeba było mieć propozycję, a ja ją sobie wypracowałem średnią, pracą w kole naukowym, gdzie byłem przewodniczącym.

Gdy rezygnowałem z asystentury, kilka osób się dziwiło, że zostawiam taką propozycję. Znajomi uważali, że ryzykuję, zostawiając pewną pracę. Przypomnę, że wtedy na rynku było duże bezrobocie.

Mój profesor i promotor uznał, że zablokujemy temat mojej pracy doktorskiej, bo za kilka lat być może do tego wrócę.

I.P: Jak doszedł Pan do tego punktu, w którym dziś jest?

L.C: Jak wspomniałem, najpierw handlowałem chemią z firmy, którą reprezentował mój kuzyn, potem nasze drogi się rozeszły. On zajął się swoim biznesem, ja swoim. Założyłem firmę agrarną. Zajmowałem się dystrybucją środków ochrony roślin i doradztwem rolnym. Na początki przez dwa lata byłem sam. Ale robiłem postępy, a że lubię być dobry w tym, co robię, szkoliłem się, czytałem podręczniki akademickie, doskonaliłem, firma powoli się rozwijała. A teraz w ciągu roku potrafimy przyjąć około 20 lub nawet 30 osób.

I.P: Ilu ma Pan pracowników?

L.C: Obecnie 200 we wszystkich oddziałach firmy. Poza tym współpracujemy z wieloma osobami, na przykład z kancelariami prawnymi.

I.P: Słyszałam, że wśród Pana załogi są opiekunowie gospodarstw rolnych. Czym zajmują się te osoby?

L.C: Z punktu widzenia firmy są to osoby których celem jest współpraca z konkretnym gospodarstwem rolnym. Ci Pracownicy służą pomocą i doradztwem związanym z szeroko pojętym rolnictwem.

I.P: Jaką ofertę ma Pana firma?

L.C: Mamy kilka działów: agro (środki ochrony roślin, nawozy, nasiona), maszynowy, czyli sprzęt rolny, mamy osobny dział zbożowy. Czyli do jednego gospodarstwa rolnego mogą przyjeżdżać od nas trzy osoby. Zajmujemy się też ubezpieczeniami rolnymi. Ubezpieczamy nieruchomości, maszyny, uprawy. Prowadzimy też działalność finansową, udzielając pożyczek, kredytując niektóre zakupy.

CAŁY WYWIAD PRZECZYTASZ W
LUTOWYM NUMERZE 
MIESIĘCZNIKA „ECHO ZŁOTORYI” 

(Fot. zdjęcie z konferencji, która odbyła się 1 lutego w Legnicy)

Komentarze

komentarze