Okręg jednomandatowy czy wielomandatowy? – felieton naczelnego

W ostatnich miesiącach rozstrzygały się losy ordynacji wyborczej w wyborach samorządowych. Przez długi okres reformatorzy planowali się wycofać z JOW-ów na rzecz okręgów wielomandatowych, które istniały przed 2010 r. Okręgi jednomandatowe w gminach do 20 000 mieszkańców – takich jak Złotoryja – pozostaną.

Z perspektywy mieszkańca Złotoryi uważam, że zarówno JOW-y, jak i okręgi wielomandatowe oparte o system d’Hondta nie są optymalne dla takiej gminy. Zadziwia mnie, że nie proponuje się systemu jednego okręgu z listą kilkudziesięciu nazwisk, z których wejdzie np. 15 osób z najlepszym wynikiem. Ewentualnie systemu mieszanego: lista ogólnomiejska z kilkoma mandatami i pozostałe w okręgach. Inna sprawa, że okręgi jednomandatowe są uważane za takie, które sprzyjają największym partiom albo aktualnie rządzącym burmistrzom, prezydentom.

Brak listy ogólnomiejskiej uważam za ograniczanie naszej lokalnej demokracji. Jeżeli patrzę na liderów stojących na czele organizacji pozarządowych, to wielu w nich w perspektywie całego miasta jest w stanie osiągnąć dużo lepszy wynik niż np. zaangażowany mieszkaniec w danej wspólnocie czy spółdzielni mieszkaniowej. Nasza obecna ordynacja preferuje tę drugą osobę.

To, że ktoś mieszka na Łąkowej nie powinno mu odbierać szansy zagłosowania na kandydata z Wojska Polskiego. Tym bardziej, że ślubując jego wybraniec, który obejmuje mandat radnego staje się radnym całej gminy a nie tylko okręgu:

„Wierny Konstytucji i prawu Rzeczypospolitej Polskiej, ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie, mając na względzie dobro mojej gminy i jej mieszkańców”

Nadto ustawa stanowi:

„Radny obowiązany jest kierować się dobrem wspólnoty samorządowej gminy. Radny utrzymuje stałą więź z mieszkańcami oraz ich organizacjami, a w szczególności przyjmuje zgłaszane przez mieszkańców gminy postulaty i przedstawia je organom gminy do rozpatrzenia, nie jest jednak związany instrukcjami wyborców.

Ustawa ustrojowa o samorządzie nie zawiera ani jednego słowa „okręg”. Radny nie jest w jakikolwiek sposób związany z tym okręgiem. Radny też nie może zostać, nawet w referendum, indywidualnie odwołany. Może zostać odwołana cała Rada. Co prawda w przypadku wygaśnięcia mandatu wybory dotyczą tylko jednego okręgu, ale jest to związane tylko z tym w jaki sposób wybór następował w wyborach zwykłych.

Radni zabierają głos w sprawie losów całego miasta. O dziurach w drodze, krzywych chodnikach, uszkodzonych huśtawkach informują tam gdzie to zauważą, dostaną informację a nie tylko w „swoim okręgu”. Często nie startują też w okręgach, w których mieszkają, ale w tych, w których mają największy elektorat.

Na marginesie lokalna demokracja była lepsza i bardziej „konkurencyjna” gdyby wreszcie w Złotoryi powstały jednostki pomocnicze. Sołectwa są domeną gmin wiejskich i zgodnie z orzecznictwem sądów administracyjnych tworzenie ich na terenach miejskich nie jest możliwe. Dzielnice kojarzą się z kolei z wielkimi miastami. Jednak osiedla to coś co warto utworzyć. Pod koniec sierpnia pisałem na łamach tego portalu:

„W przypadku jednostek pomocniczych nikt nie podnosi, że archaiczny miejski statut pozwala takie osiedle założyć na wniosek aż 1/3 mieszkańców planowanego osiedla. Nie ma pokazanych możliwości i zachęt a nie dość, że można byłoby wybrać radnych osiedlowych, którzy by byli w przyszłości konkurencją dla obecnych radnych czy burmistrza, to jeszcze takie osiedla mogą mieć wydzieloną w budżecie kwotę na realizacje zadań publicznych. Zresztą zamiast radnych osiedli mogą działać zgromadzenia mieszkańców w realiach złotoryjskich. To działa świetnie w gminach wiejskich. Czasem goszczę na imprezach wiejskich i zazdroszczę tego „społeczeństwa obywatelskiego” w sołectwach. Z nich bierzmy przykład, bo warto.”

Osiedla mogłyby być idealną „kuźnią” przyszłych radnych,  burmistrzów, liderów organizacji pozarządowych. Tym bardziej w jednomandatowych okręgach byłyby warte rozważenia. Do tego wystarczy tylko odświeżyć miejski statut.

Komentarze

komentarze