Czy wszystkie śmieci należą do państwa i samorządu? – felieton naczelnego

Przeglądam lokalny Facebook i inne portale, na których Internauci chętnie dzielą swoim zdaniem. Czasem oczom nie dowierzam. Służby miejskie są już przywoływane w tematach stanu czystości na terenach prywatnych. Działania, które mają zapewnić uczciwość są odbierane negatywnie.

A to gdzieś tam fotka z zaśmieconym otoczeniem wokół ruin starego Młyna, który jest w rękach prywatnych. Oczywiście aluzje, że służby porządkowe mogłyby to posprzątać i że to wina urzędników. Tylko czy te służby mogą sobie tak śmiało poczynać na terenie prywatnym? Czy w ogóle powinny? Swoją drogą sprawcami zaśmiecenia terenu z pewnością nie są posiadacze gruntu i właściciele obiektu. Śmiecą jacyś ludzie, którzy nie szanują czyjejś własności prywatnej, wyrzucają tam swoje śmieci. Nie tylko na tę prywatną działkę, ale też inne. Może od piętnowania takich zachowań czas zacząć? Ale przecież to wina władz…

Podobnie rzecz się ma z przystankiem PKS, którego teren również jest prywatny. Nieopróżniony śmietnik to już wina decydentów. Jednak czy od nas, zwykłych obywateli, odbiera się śmieci akurat wtedy kiedy się kubeł zapełni czy zgodnie z harmonogramem. Ale przecież to wina władz…

Tu śmieci, tam śmieci. Ktoś je jednak wyrzuca w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Na powierzchni 1151 hektarów służby nie są w stanie wyłapać każdego papierka, każdej butelki i czy nawet obudowy sprzętu AGD czy RTV, które niekulturalna, nieekologiczna osoba wyrzuci nie tam gdzie powinna. Nawet jeżeli wyłapią, to w demokratycznym państwie prawnym, ich możliwości ingerowania w cudzą własność prywatną są mocno ograniczone. Ale przecież to wina władz…

Widywałem we Wrocławiu na ładnie zmodernizowanym terenie publicznym (okolice kanału) masę śmieci wyrzuconych przez mieszkańców. Czułem mocno nieprzyjemne zapachy w niektórych częściach stolicy Województwa. Winy jednak nie przypisywałem władzom Wrocławia czy ich spółce komunalnej, ale osobom, którym normy współżycia społecznego są obce. Takich miejsc w Polsce są setki. Drugie a być może trzecie, czwarte tyle na obszarach prywatnych. Ale przecież to wina władz…

Dalej czytam… Burmistrz mówi, że Straż Miejska sprawdza czy liczba osób zgłoszonych na deklaracji śmieciowej zgadza się z liczbą faktycznie zamieszkałych. Zachęca mieszkańców do pomocy, wspomina, że może to uchronić od podniesienia opłat. Co stwierdzi internet? A to, że burmistrz zachęca do donosicielstwa. Ale czy jeżeli zgłosisz na policję, że ktoś cię okrada, to jesteś kapuś?

Tworzenie takiego przekazu może sprawić, że ofiary zaczną się bać korzystać z pomocy służb. Jeżeli ktoś zaniża liczbę mieszkających, to okrada pozostałych, bo oni przez to muszą płacić więcej. Opłata za śmieci to nie jest jakaś kwota, na którą miasto naciąga mieszkańców, ale koszty podzielone przez liczbę mieszkańców. Jeżeli będzie zaniżona liczba mieszkańców, to uczciwy mieszkaniec zapłaci tym samym więcej. Czy będzie kapusiem czy raczej ofiarą?

Owszem wszyscy płacimy podatki i powinniśmy wymagać od państwa, samorządu czy np. policji określonych działań. Jednak nie każde działanie znajduje podstawę prawną (np. ingerencja w cudzą własność) i nie każde jest priorytetem. Te nasze podatki idą na masę różnych wydatków, t.j. oświata, wychowanie, pomoc społeczna, modernizacja i utrzymanie infrastruktury. Swoją drogą, o ile ponosimy dość spore obciążenia fiskalne, o tyle np. przy umowie o pracę wymiar samych podatków jest niższy niż wymiar składek. Tych naszych podatków na wszystkie potrzeby nie starczy.

Czy my w społeczeństwie nie przyzwyczailiśmy do tego, że kiedyś państwo decydowało o wszystkim i że własność w większości należała do państwa?

Komentarze

komentarze