PET na trawie, telewizor na polanie odbierają nam lepsze drogi – felieton naczelnego

Lubię obejrzeć filmy i seriale science fiction, ale oczekuję, że prawidła rządzące tym światem są spójne i odpowiadają przyjętej a priori logice. Obserwując jednak otaczający mnie świat wolę przyjąć coś co bardziej przypomina metodę badawczą a nie myśleć w kategoriach science fiction. Moje krytyczne myślenie i udział w dyskursie staram się opierać na podstawie realnych możliwości a rozliczać wedle kompetencji. Przy tym odrzucać rozliczanie tych, którzy do winni nie są, albo problem przerasta ich możliwości ze względu na swój systemowy charakter. Nie widzę sensu przyjmowania wydumanych założeń. Stosuję metodę porównawczą aby obserwując pewne zjawiska gdzieś indziej widzieć je także w innych miejscach. Tym samym staram się zachowywać uczciwość intelektualną, problem zrozumieć a nie rozkopać.

W zeszłą sobotę grupa ludzi, zachęcona przez kilku miejskich radnych, postanowiła w czynie społecznym posprzątać okolice Zalewu Złotoryjskiego. Bezinteresowne działanie, któremu powinno się przyklasnąć. W kontrze do tego zdarzenia pojawiły się zarzuty względem RPK. Nie pierwszy zresztą raz, gdyż podobne reakcje wywołują zdjęcia innych miejsc zaśmieconych. Płynie z nich teza, że miasto sobie nie radzi ze śmieciami. Ja jednak postawiłbym inną tezę podpartą obserwacjami innego środowiska, trochę większego, bogatszego, rzekomo lepiej zorganizowanego. Tezę brutalną dla nas obywateli, ale uważam, że bardziej uczciwą w swoim podejściu i mierzącą się z realnym źródłem problemu: a może to nasze społeczeństwo sobie nie radzi z szacunkiem do dobra wspólnego, jak i pracy innych, w tym pracowników służb komunalnych?

Ostatnimi dniami, pracując i dokształcając się, w stolicy województwa dolnośląskiego, zaobserwowałem podobne obrazki. W Rynku pół milionowego miasta śmieci, dwa kilometry, w bezpośredniej okolicy największego centrum biznesowego na Dolnym Śląsku również, kilkaset metrów pod ponad 40-tysięcznym stadionem a jakże, a nad rzeczką nad kameralnym niegdyś osiedlem na Maślicach od dłuższego czasu ten sam przykry widok. Niejako z tym wszystkich koresponduje fakt, że w Krakowie czy we Wrocławiu na jednego mieszkańca przypadają trzy szczury. Nie tak dawno media informowały o szczurach we Wrocławiu. Niezależnie od tego ten sam problem zauważyli złotoryjscy internauci.

Wrocław: pół kilometra od Magnolii

Pewnie kiedyś te miejsca, na których teraz są śmieci, zostaną posprzątane, ale już nie za darmo, nie w czynie ludzi, którzy wstydząc się za innych postanowili sprawy wziąć w swoje ręce. Po tym posprzątaniu pewnie znowu w tych samych miejscach pojawią się kolejne, nowe śmieci. Ta „syzyfowa praca” polegająca na sprzątaniu tych miejsc zostanie zrobiona za pieniądze, które mogłyby posłużyć finansowaniu służby zdrowia, edukacji młodzieży czy budowie nowych dróg. Miasta mogłyby zapewne być częściej sprzątane, choć i tak zawsze znalazłoby się miejsce niewyprzątane, ale żylibyśmy w świecie bez wielu inwestycji publicznych, z których na co dzień korzystamy, w zamian. Takie są brutalne prawidła gospodarki budżetowej. Co dla niektórych może bardziej zaskakujące w realiach finansów publicznych – fiskalizm, na który się często jako obywatele powołujemy też ma swoje granice („płacę podatki, więc wymagam!”). Pieniądze nie biorą znikąd i właśnie dlatego potrzeby trzeba priorytetyzować. Lubimy planować, że warto to i tamto zbudować nie posługując się przy tym nawet żadnymi konkretnymi liczbami związanymi z kosztem budowy i późniejszego utrzymania. Utopią jest realizacja wszystkiego i to na błysk.

Wyrzucenie papierka w skali mikro, oznacza w skali makro konkretne koszty. Telewizor na leśnej polanie to koszt jeszcze większy. Nie tylko uprzątnięcia, ale odbioru, przewiezienia, utylizacji. Podobnie zresztą, jak i zniszczenie ławki, wiaty przystankowej, wymalowanie sprayem. Te ostatnie przykłady jeszcze rozumiemy, choć zdarzają się przestępcy, którzy te prawidła odrzucają. Koszty ich działalności ponosimy wszyscy, jeżeli dotyczy to mienia publicznego. W przypadku mienia prywatnego niemający własnego majątku przestępca przynosi straty osobie prywatnej.

Wrocławski Rynek niedzielnym porankiem

Podobne prawidła wiążą się z gospodarką odpadami. Protestujemy przeciwko podwyżkom stawek, ale często sami albo niedbale segregujemy śmieci albo w ogóle tego nie robimy. To wszystko sprawia, że rośnie koszt systemu. System zgodnie ze stanem de lege lata ma się samofinansować, a więc koszt jest przeniesiony na jego wszystkich użytkowników. Tak często słychać „Przecież oni i tak to zmieszają”. No tak, trudno odmówić temu zdaniu prawdziwości w sytuacji, gdy sąsiad, który nie chce albo nie umie segregować do naszej posortowanej frakcji wrzuci swoją źle posortowaną. W obecnym stanie prawnym niewłaściwa segregacja sąsiadów może prowadzić do tego, że na własnej kieszeni odczujemy sankcję. Odpowiedzialność zbiorowa jest najgorszym, najbardziej niesprawiedliwym systemem karania, ale to prawo powszechnie obowiązujące na terenie Polski go wprowadziło. Skoro obowiązuje, to reagujmy jak widzimy nieprawidłowości w tym zakresie.

Wrocław: pół kilometra od Magnolii

A gdyby społeczeństwo mniej, powiem niekolokwialnie „syfiło”, żyłoby się nam wszystkim lepiej. Byłoby nie tylko czyściej, ale może i więcej dróg lepiej by wyglądało, może i dzieciaki byłyby lepiej wykształcone a i służba zdrowia byłaby bardziej doinwestowana. Chcę zwrócić uwagę na kulturę i to, że jej niezachowanie generuje niemałe koszty. Śmiecenie musi stać się powodem do wstydu dla społeczeństwa a nie krytyki władz. Przeciwne podejście tylko rozgrzesza winowajców i nas jako społeczeństwo, że nie piętnujemy tego.

PS Tytuł felietonu może i kontrowersyjny, ale jeżeli popatrzymy na problem systemowy w sposób globalny zobaczymy tam uciekające naprawdę duże pieniądze.

(Fot. zdjęcie ilustracyjne z niedzieli rana okolice przystanku przy Stadionie na Maślicach).

Komentarze

komentarze