Terapia po złotoryjsku czyli jak złotoryjanie hejt zlikwidowali – felieton naczelnego

W Złotoryjskim internecie nie spotkasz się z powszechnym w Polsce zjawiskiem hejtu? A może problem, który zalewa polskie konta na Twitterach, Facebookach widzą tylko osoby „o niskiej tolerancji krytyki”?

Od zarania dziejów jedną z najważniejszych umiejętności człowieka było nazywanie. Na myśl o ludziach bezimiennych rodzi się w nas współczucie, poczucie pustki. Jeżeli ktoś potrafił coś brzydkiego, bezużytecznego skutecznie nazwać cudem techniki, sowicie na tym korzystał. Kto pamięta jeszcze ginger z przełomu milenium?

Ofiara hejtu napisała o „głupich hejterach” nie podając przykładów działań nienawistników i doczekała się stwierdzeń, że ma niską tolerancję krytyki itp.. Słowa padły ze strony dziennikarza, administratora, czyli od osoby, która powinna naturalnie przeciwdziałać zjawisku hejtu. 

Mówicie  o wolności słowa? Piękna wartość. Jednak to co nadaje temu słowu wartości to to co jest podstawą wszystkich praw człowieka, konstytucyjnych czyli godność osoby ludzkiej. Przy korzystaniu z tych praw nie można ani na chwilę o tym zapomnieć. Nie możemy zapominać o ochronie słusznych praw innych jednostek. Wolność słowa to wartość a nie puste pudełko, w które możemy wrzucić całą swoją frustrację. Jesteśmy zbiorowością, w której nasze korzystanie z praw i wolności nie może naruszać czyichś praw i wolności. W tym momencie gwałcimy czyjąś wolność, przeczymy równości. Zamiast wolności słowa mamy anarchię słowa.

Najgorzej jak frazesy o wolności słowa w stosunku do hejterów wychodzą od dziennikarzy – hejter odbiera to jako przyzwolenie. Tylko kwestią czasu jest kiedy kolejna granica zostanie wkrótce przekroczona. Dziwnie wygląda jak dokładnie ci sami dziennikarze mają wpływ na akceptację bądź odrzucenie komentarzy. Teraz mogę zrozumieć dlaczego pewne komentarze są opublikowane, bo odpowiedzialne osoby z ich moderację nie widzą w tym niczego złego. Tylko jeżeli tak wolność słowa pojmują, to zastanawia mnie dlaczego cenzurują? Może sami boją się hejtu a może zwykłej krytyki wobec siebie? Czy takie komentarze o samych sobie by przepuścili? Mam wątpliwości, lecz sprawdzać nie zamierzam…

Takie przyzwolenie, przy stosowaniu uprzedniej moderacji, może dziwić, bo w tym momencie ponoszą solidarnie ewentualność odpowiedzialność za opublikowany komentarz. W przypadku automatycznej akceptacji tylko wtedy gdy niezwłocznie nie usuną.

Jeżeli już ktoś wejdzie na drogą prawną czeka go długi proces, w którym będzie się mu próbowało przykleić etykietkę, że walczy z wolnością słowa. Ofiary hejtu często nie decydują się skorzystać z mechanizmu obrony swoich praw. Jedną z przyczyn może być źle pojmowana definicja wolności słowa przez część społeczeństwa.

Do tej konkretnej sytuacji wolność słowa przystaje jak pięść do oka, bo czy (pierwsze z brzegu i z wielomiesięcznych obserwacji):

  • publiczne grożenie rozwaleniem małżeństwa przez internautę,
  • „powinniście powiesić za jaja”
  • komentarze o prywatnym podwórku, mieszkaniu,
  • nazywanie złodziejem,
  • nazywanie oszustem,
  • nazywanie debilem (a właściwie to podległe osoby),
  • oskarżanie o wyimaginowane przestępstwa

to jeszcze krytyka czy już hejt? Różne manipulacje, przekłamania to krytyka czy hejt?

Nie wszystko padło na portalach, niektóre stwierdzenia padły na Facebooku, ale przecież stwierdzenie ofiary nie ogranicza się do jakiegoś wyrywka rzeczywistości. Dobra osobiste, w tym prywatność, osób pełniących funkcje publiczne też podlegają ochronie, choć jest to ochrona trochę bardziej ograniczona. Prasa pełni szczególną rolę – docieka i broni prawdy. Czy powinna być miejscem na gnojenie ludzi (nawet jeżeli są to tylko komentarze do artykułu)?

Inna z osób, która nota bene wniosła wiele dobrego w życie naszego miasta, została ostatnio określona przez jednego z fejsbukowiczów na jednym z fanpage „najgorszym rodzajem człowieka”. Pominę jakie było moje pierwsze skojarzenie. Tak już kiedyś stygmatyzowano. Emocje emocjami, ale takie słowa nigdy nie powinny paść a jeżeli padły to powinno publicznie paść „przepraszam”. Warto też abyśmy my, którzy widzimy, że coś było nie tak, wyrazili wsparcie dla osoby, która została tak potraktowana. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi…

Czy trzeba tragedii aby ludzie zaczęli odróżniać hejt od konstruktywnej krytyki i nauczyli się szacunku względem siebie? Czy trzeba tragedii aby ludzie chociaż na chwilę się szanowali? Co się z nami porobiło w dobie internetu?

Chcąc silnego społeczeństwa obywatelskiego, zrozummy wartości, które nosimy na sztandarach, na które się powołujemy. Przez ich nadużywanie możemy je tylko zwulgaryzować i przekraczać kolejne granice. Nie bądźmy bierni, ale jak widzimy, że ktoś przekracza granice reagujmy. Nie wiem jaki los czeka społeczeństwo, w którym człowiek człowiekowi wilkiem.

Pierwsze skutki przyjdą na jesień. Niewielu zobaczy korelację, ale taka ona jest. Wielu wartościowych ludzi nie wystartuje w żadnych wyborach widząc jak niszczy się tych, którzy są na medialnym widelcu. Nawet jeżeli charakter im by na to pozwolił, to sama deklaracja może się spotkać z niechęcią ich bliskich. Chcecie zmian? Nie przekraczajcie pewnych granic, bo nie będzie komu zmieniać. Chcecie zmienić? Nie przekraczajcie pewnych granic, bo karma wraca.

Zobacz również:

Demokracja internetowa – felieton naczelnego

Jeszcze komentarze czy już może „listy do redakcji”? – felieton naczelnego

Komentarze

komentarze